15 maja 2024r. Imieniny: Zofii, Nadziei, Berty
Gospodarz strony: Andrzej Dobrowolski     
 
 
 
 
   Starsze teksty
 
Po pożarze młyna
13 sierpnia nad ranem mieszkańców Garwolina obudziły syreny strażackie. To młyn nad Wilgą płonął -  dym dotarł aż na Budzeń. Chociaż jego ściany były murowane z czerwonych cegieł, to jego wnętrze: niektóre belki stropowe, schody, urządzenia młyńskie, pale podpierające konstrukcję wiszącą nad korytem rzeki - były drewniane. Nic dziwnego, że skoro już rozgorzał w nim ogień, młyn płonął jak stos.

Kiedy przeczytałem na stronie egarwolina, że dym który widzę nad miastem pochodzi z młyna, zapanował smuteczek. Był dla nas tak charakterystyczny, jak żuraw nad Motławą dla Gdańska. Garwolińskie legendy towarzyskie w połowie miały za miejsce wydarzeń ten młyn i jego staw.

Przypomniałem sobie opowieści o gospodarskich spotkaniach pod młynem, o koniach zepchniętych przez wozy w topiel za stawidłami, i kulach i granatach znalezionych na nabrzeżu, o skakaniu śmiałków z jego dachu do stawu. (Pewien Zbyszek – widziałem sam - pływał pod młynem z nogą w gipsie). Wróciły wspomnienia zimowych ślizgawkowych spotkań wszystkich dzieci na łyżwach „na stawie”. (Pewien Władek – widziałem sam – pływał na krach spływających ze stawu pod mostkiem stawideł).

Młyn i jego staw powstał około roku 1830, a na początku XX wieku wszedł w posiadanie rodziny Filipków. W roku 1952 komuniści skonfiskowali go, pomimo tego, że ich własne „prawo” pozwalało na zabieranie młynów o dużym przerobie, a młyn Filipków taki nie był. Komisja konfiskująca młyn nie kryła zawistnej satysfakcji z odbierania majątku „bogatym”. „Nawet ołówek młyński będzie Pan musiał oddać” – powiedział jeden z sąsiadów z komisji. Opowiadał mi o tym starszy Pan Filipek w roku 1989.

Młodzieży chcę wytłumaczyć, że młyna nie skonfiskowano po to, by biedni mieli tańszą mąkę, o cenie pomniejszonej o zysk młynarza (kierownikowi młyna tez trzeba byłoby zapłacić). Młyn (jak dworki i fabryczki) wkrótce przestał pracować i całe lata był drętwym magazynem. Istota konfiskaty polegała na tym, by zniszczyć klasę średnią – ludzi, którzy dzięki niezależności finansowej – byli wolni od komunistycznych władz, i stanowili obywatelska bazę dla „sił prawicy”.

W roku 1990 przedstawiłem w garwolińskim „Komitecie Obywatelskim przy Lechu Wałęsie” (czyli odnowionej Solidarności) pomysł poparcia starań pana Filipka o zwrot bezprawnie zagarniętego młyna. Spotkało mnie oburzenie większości członków tego komitetu. „Przecież nie będziemy zwracać wszystkiego dawnym posiadaczom!” – powiedział pan, który został lata później parlamentarzystą, (dziś już nie żyjący). „Ależ ten młyn stoi pusty! Dlaczego go nie zwrócić?” – odpowiadałem. Nie przekonałem większości KO. Wtedy zrozumiałem, że Pierwsza Solidarność, ta która powstała od dołu w 1980 roku, i którą generałowie zgnietli stanem wojennym, to coś zupełnie innego, niż Druga Solidarność, którą generałowie sami sobie do Okrągłego Stołu w 1988 roku usadzili.

Na szczęście po latach młyn – a właściwie jego widmo - jednak wrócił do rąk Filipków. Nie mogąc dźwignąć jego odnowy, sprzedali go. Teraz po kilku latach uległ pożarowi.

Co by było gdyby nie konfiskata z 1952 roku? Zapewne młyn i tak straciłby rentowność jako zbyt mały. Ale jego właściciel zadbałby o taką ewolucyjną zmianę przeznaczenia, która pozwoliłaby dalej w nim służyć ludziom, pracować, zarabiać. Może powstałaby zadbana restauracja przy kaskadzie stawideł? Może zainstalowanoby w nim małą turbinę prądotwórczą? Zapewne wnętrze byłoby odnawiane, przebudowywane i zabezpieczone przeciwpożarowo.

Przecięcie prywatnej – prawdziwie właścicielskiej - opieki nad młynem doprowadziło go do stanu zapaści.
Andrzej Dobrowolski